LOVING YOU – Let’s have a party

LOVING YOU
– let’s have a party –
(część 5)

Mariusz Ogiegło

Krótką wizytę w domu piosenkarz przeznaczył między innymi na spotkanie ze swoją przyjaciółką, Dixie Locke, która zaledwie kilka dni wcześniej wyszła za mąż.

Ta data, 8 stycznia 1957 roku, warta jest jednak odnotowania z zupełnie innego powodu. Otóż w tym dniu, komisja poborowa oficjalnie ogłosiła bowiem, że Elvisowi przyznano kategorię 1A co oznaczało, że nie dalej niż w ciągu roku otrzyma on wezwanie do odbycia służby wojskowej (z reguły był to okres od sześciu do ośmiu miesięcy).

Nim to jednak nastąpiło (o czym szerzej napiszę w kolejnych artykułach) Presley wrócił do Los Angeles, gdzie za kilka dni ruszały zdjęcia do jego nowego filmu.

„Loving You” – choć w początkowej fazie produkcji zdecydowanie częściej posługiwano się tytułami „Lonesome Cowboy” i „Running Wild” (tego ostatniego tytułu Ed Sullivan użył nawet w swoim ostatnim programie informując widzów o wyjeździe Elvisa do Hollywood), był pierwszym z siedmiu filmów Presleya nakręconym dla wytwórni Paramount Pictures. Jednocześnie był też drugim w kolejności obrazem zrealizowanym na mocy zawartego pod koniec kwietnia 1956 roku kontraktu ze wspomnianą wytwórnią (pierwszym był „Love Me Tender”).

W związku z powyższym za rolę Deke’a Riversa, Elvisowi przysługiwała gaża w wysokości piętnastu tysięcy dolarów, a nie jak błędnie podają niektóre źródła stu pięćdziesięciu tysięcy dolarów.

Gaża, którą z resztą jego menedżer, Pułkownik Parker, postanowił sprytnie (i znacząco) powiększyć sugerując Wallisowi w pierwszych dniach stycznia 1957 roku wypłacenie piosenkarzowi dodatkowej premii w wysokości pięćdziesięciu tysięcy dolarów.

W rezultacie czego, za udział w swoim drugim filmie, Elvis otrzymał finalnie wynagrodzenie w kwocie sześćdziesięciu pięciu tysięcy dolarów.

Niejako przy tej okazji warto podkreślić, że „Loving You” był też pierwszym filmem, w którym Presley zagrał główną rolę.

Z resztą, sam awans z roli drugoplanowej do roli tytułowej nie był jedyną rzeczą, która odróżniała ten film od jego kinowego debiutu. Tych różnic można doszukiwać się bowiem niemal na każdym kroku… Na przykład, „Love Me Tender” był ponurym westernem z tragicznym zakończeniem (nie licząc dokręconej sceny, w której Elvis powraca na ekran i śpiewa utwór tytułowy) natomiast „Loving You” rozśpiewaną historią młodego chłopaka, w której wszystko dobrze się kończy.

„Love Me Tender” zrealizowano na taśmie czarno-białej a „Loving You” w kolorze. Zmianie uległ nawet kolor włosów Elvisa, który chcąc lepiej wypaść na ekranie kazał przefarbować swoje blond włosy na czarne.

Patrząc jednak na omawiany film z perspektywy czasu i przez pryzmat przyszłej filmowej kariery Presleya, wydaje się, że największą i najistotniejszą różnicą pomiędzy obiema produkcjami były wykorzystane w nim piosenki.

W odróżnieniu od „Love Me Tender” nie były one już bowiem jedynie spontanicznym dodatkiem do scenariusza lecz stanowiły jego ważną i integralną część.

Do ścieżki dźwiękowej z rozmysłem zarejestrowano aż siedem nowych utworów, które jak policzył Alan Hanson w jednym ze swoich opracowań, Elvis prezentował na ekranie łącznie średnio co dwie minuty przez blisko pół godziny (!).

Oficjalnie uznaje się, że prace nad ścieżką dźwiękową wystartowały w sobotę, 12 stycznia 1957 roku. Co jest poniekąd prawdą.

Faktem bowiem jest, że tego dnia Elvis przyjechał na nagrania do usytuowanego przy 7000 Santa Monica Boulevard w Los Angeles, studia Radio Recorders, z tym, że jego oczekiwania wobec tej sesji w znacznym stopniu różniły się od oczekiwań szefów wytwórni filmowej oraz kierownictwa RCA Victor.

Ci pierwsi liczyli bowiem, że Presley zdoła zarejestrować dla nich przynajmniej utwór tytułowy do swojego nowego filmu. Ci drudzy natomiast, oczekiwali, że piosenkarz dostarczy im nowego przebojowego materiału na kolejne single.

Elvis natomiast, ku zaskoczeniu wszystkich wyżej wymienionych, zjawił się w studiu z zamiarem zarejestrowania materiału, który w tamtym czasie, części osób – szczególnie tych spoza kręgu jego bliskich znajomych, mógł wydać się sporym zaskoczeniem. Mianowicie pieśni gospel i hymnów ewangelicznych, które kochał od dziecka, a które w przyszłości miały złożyć się na jego pierwszą religijną płytę.

I co ważne, jego determinacja w nagranie tego właśnie albumu była tak silna, że pozostali musieli na krótko zrezygnować ze swoich planów.

I tak, zamiast kolejnego rock’n’rollowego przeboju czy piosenki filmowej, styczniową sesję rozpoczęło dziewięć, bardzo emocjonalnych podejść, kompozycji „I Believe”, którą Elvis pamiętał prawdopodobnie z wysoko ocenionego przez krytyków, wykonania Roya Hamiltona.

Do pracy nad „świeckim” materiałem wrócił dopiero wtedy, gdy ostateczna wersja powyższego utworu znalazła się w końcu na taśmie.

Pierwszym, niereligijnym utworem, nagranym tamtej styczniowej nocy było bluesowe „Tell My Why” Titusa Turnera. Kolejnym natomiast, utrzymane w stylu boogie-woogie, „Got A Lot O’ Livin’ To Do!”, którego autorem był Ben Weisman – urodzony w 1921 roku, amerykański kompozytor.

Powiedział, że nazywa się Ben Weisman i skomponował dla mnie piosenkę 'Got A Lot O’ Livin’ To Do!’„, wspominał w jednym z wywiadów Presley. „Zawołałem chłopaków, żeby przyszli i zaczęliśmy to grać. Od tego dnia zostaliśmy z Benem naprawdę dobrymi przyjaciółmi„.

Ukończoną po dziewięciu podejściach piosenkę kilka tygodni później wykorzystano w ścieżce dźwiękowej powstającego filmu.

Pierwszy dzień sesji zamknęła świeża kompozycja Otisa Blackwella, „All Shook Up”, która wydana na singlu wraz z zarejestrowaną następnego dnia balladą „That’s When Your Heartaches Begin” dosłownie wstrząsnęła światowymi listami przebojów, okupując ich czołowe miejsca przez długie tygodnie.

CDN.

Add a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Warning: array_push() expects parameter 1 to be array, null given in /home/elvispro/domains/elvispromisedland.pl/public_html/wp-content/plugins/wp-auto-translate-free/classes/class-wp-translatorea-connector.php on line 29